Błękitna Łąka

Obudził się chwilę po niej. Sam nie czuł sie zbytnio "połamany" z tego względu, ze spał w gorszych miejscach, a ziemia, jaka ubita by nie była, na pewno była lepsza od tych podrzednych wyr w tanich karczmach.
Uniósł się na łokciach i przejechał dłonią po twarzy pod palcami czując ostry zarost na szczęce. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, jakby w okolicy zaszalało całonocne tornado, a i wyraz twarzy nie wskazywał jakby był u szczytu inteligencji.
Ziewnął jak lew i opadł na ziemię pochrapując cicho.
-Jeszcze chwile...

Spojrzała na niego i uśmiechnęła się rozbawiona. Wyciągnęła resztę jedzenia od wczoraj, zaczęła jeść sobie spokojnie. Przydałaby się kawa, albo chociaż herbata, albo nawet gorąca woda. Cokolwiek czym mogłaby się od środka rozgrzać, bo zimno było.
Uroki zimy.
Potarła dłonie o siebie kładąc na chwilę jedzenie na torbie. Całe szczęście, że miała na sobie szatę Mortisa. Bez niej to chyba byłaby zamarznięta na amen.

Mężczyzna mruczał i pochrapywał cicho jeszcze kilkanaście minut, aż w końcu powrócił do pozycji sprzed drzemki. Oparty na łokciach spojrzał zmrużonymi oczkami na Aryę, która siedziała tak, że słońce znajdowało się tuż za nią i zajadała się... Ah, śniadanie!
Zaraz ożywiony mężczyzna poczłą gramolić się i otrzepywać z liści. Był zmarźnięty do szpiku kości i odrętwiały z powodu spania na ziemi, szczególnie, gdy jego gruba (choć wytarta) szata znajdowała się na tym małym stworzeniu. Mamrocąc pod nosem gniewnie doczołgał się do kobiety i przysiadł obok niej obejmując się mocno ramionami i drżąc.
-Rozpaliłbym ognisko. - mruknął pociągając nosem. - ale chyba lepiej ruszać od razu. Słońce dopiero wstało, a do miasta nie jest aż tak daleko. Wieczorem powinniśmy tam dotrzeć. - dodał wycierając cieknący nos rękawem koszuli i próbujac zaprowadzić ład na swojej głowie. Włosy miał długie i zadbane, ale niesforne. Kosmyki wciskały się do oczu i ust bez przerwy i mierzwiły się z łatwością co doprowadzało Mortisa do szału. Wyciągnął z kieszeni spodni mały rzemień i związał je na karku w luźny ogon, po czym wyciągnął prawą dłoń i mruknął pod nosem po cichu zaklęcie.
Na dłoni pojawił się mały płomień. Mortis obracał go w dłoniach rozkoszując się jego ciepłem. Chociaż dłonie sobie ogrzeje przed podróżą.

Spojrzala na niego gdy sie podniosl i usmiechnela sie milo.
-Przepraszam. To przeze mnie marzniesz. Oddam Ci szate jesli chcesz.-powiedziala.
Spojrzala uwazniej na jego wlosy.
-Albo chociaz splote Ci je zeby nie przeszkadzaly a zebys dobrze wygladal co?-zaproponowala.
Chciala mu sie jakos odwdzieczyc. Bez niego by zamarzla chyba, bo ta szata mimo wszystko bardzo jej pomogla w utrzymaniu jako takiego ciepla.
Podala mu reszte swojego jedzenia.
-Chcesz? Ja juz nie jestem glodna, a jak sie podzielimy to zaoszczedzisz.-powiedziala z usmiechem.
Wlosy dziewczyny wyjatkowo ladnie wygladaly w swietle wschodzacego slonca. W ogole... to byla ta pora dnia ktora uwydatniala pewne cechy jej urody. Karnacje, wlosy, delikatna skore. Tylko oczy najlepiej wygladaly przy swietle ksiezyca.

Chrząknął i chrumknął niemrawo, ale zgasił płomień klaskając w dłonie i odebrał od niej jedzenie, któe zaraz też zaczął pożerać jakby nie karmiono go przynajmniej od czterdziestu dni. W między czasie odwrócił się do niej plecami i wygiął głowę w tył spoglądając na niej "od góry"
-To jak? Czeszesz mnie? - zapytał plując nieco jedzenie, które na szczęście nie doleciało do niej tylko zatrzymało się na jego czole.
Gniewnie starł żarcie z twarzy i wrócił do normalnej pozycji, która nie groziła zakrztuszeniem się.

Usmiechnela sie pogodnie i zaraz ukleknela za jego plecami. Delikatnie smuklymi palcami zaczela rozczesywac splatane wlosy uczywiscie wczesniej zdemujac z nich rzemyk. Robila to bardzo delikatnie by go za bardzo nie ciagnac. Potem splotla mu wlosy w warkocz, ale taki luzny, meski, zawiazala i usmiechnela sie znow szeroko.
-Prosze.
Miala zgrabne i delikatne dlonie, takie ktore chcialo sie dotykac. Albo zeby to one ciebie dotykaly. Kiedy go czesala kilka ray musnela jego skore na karku, zupelnie niechcacy.
-Nie spiesz sie tak z tym jedzeniem bo sie udlawisz. Ja Ci go nie zjem.-zasmiala sie pogodnie.

Mortis ze zdziwieniem przyjął do wiadomości, że takie pieszczoty przynoszą przyjemność. Oczywiście, czesanie włosów nie dla wszystkich zdawałyby się pieszczotami. Mężczyznę już nie raz szarpano za włosy, lub próbowano wyrwac mu całe ich garści, więc spięty był w pierwszej chwili, jednak dłonie dziewczyny były tak delikatne i zgrabne, że gdyby nie jedzenie w mordzie, mruczałby jak kocur z rozkoszy.
Kiedy tylko cofnęła owe dłonie w odruchu wystrzelił dłonią w tył i chwycił ją za palce przytrzymując jej dłoń przy głowie. W końcu zauważył co zorbił i szybko puszcził jej rękę rumieniąc się rpzy tym wściekle.
-Przepraszam, nie chciałem..

W pierwszej chwili jego gwaltowne zachowanie ja... moze nie tyle przestraszylo co zaskoczylo. Zaraz jednak usmiechnela sie cieplo i polozyla mu dlon na ramieniu.
-Nic sie nie stalo.-stwierdzila.
A jednak jego gest ja zdziwil. Mortis wydawal sie byc grubianski i gruboskorny, ake w gruncie rzeczy to byl dobry facet.
-Jesli fryzura Ci sie rozleci to uczesze Cie jeszcze raz.-dodala.

-A wtedy bede musiał cie karmić, bo nawet pieniędzy nie mam. - prychnął próbując ukryć zażenowanie, co nie za bardzo mu wysżło z tego względu, że na bladej twarzy wykwitł straszny rumieniec.
Pokręcił sie więc chwile przy rzeczach podziwiając w między czasie swój warkocz, który strasznie mu się spodobał. Miętosił go więc raz za razem i łaskotał się ogonkiem po nosie, aż wszystko zebrał i spojrzał na nią.
-Gotowa do drogi? Myślę, ze dzisiaj zdązymy dojść do miasta, jak sie postaramy!

Kolejny cichy smiech wydobyl sie z jej ust.
-Nie bedziesz musial. Zrobie to z przyjemnoscia.-powiedziala.
Sprawdzila czy wszystko spakowala i zarzucila torbe na ramie.
-Gotowa.-stwierdzila.
Mogli isc. Miala nadzieje ze jeszcze dzis dojda do miasta, ale z drugiej strony... Pewnie jak tylko to sie stanie juz sie nie zobacza. A szkoda, bo Arya go polubila i fajnie byloby kogos w miescie znac. Nic jednak nie powiedziala. Bedzie co ma byc.

POkiwał głową i uśmiechnął się nieco skrępowanie, po czym wskazał kierunek i ruszyli w drogę. Szli dość długo, a Mortis nie odzywał się ani słowem. Bawił się ogonkiem od warkocza cały czas nie mogąc wyjść z wrażenia, z powodu tego co dla niego zrobiła. Naprawdę, spodziewał się, że zaraz wyrwie mu włosy, czego nie lubił nigdy i miał na tym punkcie poważną traumę, a tu popatrzcie.. Taka miła niespodzianka.
Kiedy zaczynało się powoli ściemniać, w tle, na lini horyzontu dokładnie rzecz ujmując, zobaczyli zarys murów obronnych i wież.
-Jesteśmy blisko. - mruknął maltretując ogonek tak, ze już rzemyk zaczłą się rozplątywać

Przez cala droge obserwowala go ukradkiem. Wygladal uroczo jak sie tak tym warkoczem bawil. W kolko i w kolko.
Spojrzala w kierunku miasta i usmiechnela sie, ale zaraz znow skupila wzrok na jego natretnej dloni.
Chwycila go stanowczo, ale jak to ona lekko, za palce by na chwile chociaz przestal.
-Zaraz go sobie urwiesz jak go bedziesz tak maltretowal.-zasmiala sie i zaraz puscila jego reke.
Zagarnela kilka swoich kosmykow za ucho.
-Jak tak dalej pojdzie to zostaniesz lysy.-dodala ze smiechem.
Nie rozumiala jak tak zwykla czynnosc mogla go az tak ucieszyc. Ale z drugiej strony byl dla niej czlowiekie zagadka, zaskakiwal ja na kazdym mozliwym kroku.

Spiłął się, gdy tak szybko naruszyła jego strefe prywatności, ale z drugiej strony.. Sam zaatakował ją swoją szatą, więc cóż. No i miała delikatne, miękkie dłonie. Nie obraziłby się, gdyby dotykała jego łap częściej.
-W każdym razie.. Wiesz, sam mieszkam na Ynys Girath, mam tam ziemię i dom.. Pomyślałem, ze cóż.. Od dawna tam nie byłem, a trzeba by mi było pomóc z doprowadzeniem domu do porządku i w sumie.. Zjadłaś sporo moich zapasów więc może...
Zamilkł nie wiedzac jak to powiedzieć, a wiedział, ze się pogrąża. Chciał ją zaprosić do siebie, tyle, że się wstydził.

-Ej, sam mnie poczestowales, nie prosilam Cie o to.-powiedziala spokojnie.
Chyba w tej chwili nie odczytala jego ukrytych motywow.
-Mialam sie kiedys wybrac na Ynys Gorath, ale jakos odlozylam to w czasie. Moze tym razem znajde w sobie motywacje to Cie odwiedze.-dodala po chwili z usmiechem.
Ale najpierw musiala troche zarobic. Bez tego taka wyprawa jest bez sensu. Ale poki co nie myslala o tym. Wpierw dojsc do miasta.
-A duzo masz ziemi? Jak wyglada Twoj dom?-spytala.

-To tylko kilkanaście hektarów ziemi uprawnej. Wynajmujemy to rolnikom i pozwalamy im gospodarować ziemią wedle ich uznania, dopóki koszty się zwracają. Co robią z resztą, nie jest moją sprawą, w końcu to ich praca, a jedynie moja ziemia. - burknął wyciągając z kieszeni kanapki zawinięte w gazete. Zaoferował jedną dziewczynie, po czym sam zabrał się do jedzenia. Ciągle był głodny.
-Dom nie jest jakiś specjalny, choć większy niż w mieście. Jakoś go tak rozbudowałem z biegiem lat, a tu mało miejsca, a tu potrzebny schowek, czy coś. - zamilkł na moment. Musiał przyznać, że był dośc bogaty. Obłowił się po wojnie i tyle, ale cóż.. Nie chciał się chwalić, nie lubił się z tym obnosić, bo wiedział co się stanie. Albo ludzie uciekają widzac ilość pieniędzy, albo w drugą stronę. Kleją się licząc, że coś skapnie i dla nich.
-Troche sie rozlatuje już miejscami i jest zagracony, dawno mnie tak nie było niestety, ale lubie go. - dodał siląc się na uśmiech.

Podziekowala, ale nie wziela kanapki. Byla najedzona. Pokiwala glowa odnosnie ziemi i w ogole. Ja nie interesowal majatek. Sama nie miala moze wiele, ale dobrze jej z tym bylo.
-To najwazniejsze ze go lubisz. Nie warto mieszkac tam, gdzie sie nie jest szczesliwym.-powiedziala spokojnie.
Zaczela cos cicho nucic pod nosem.
-Na zboczach gór biały śnieg nocą lśni
i nietknięty stopą trwa
Królestwo samotnej duszy,
a królową jestem ja
Posępny wiatr na strunach burzy w sercu gra
Choć opieram się to się na nic zda...-spiewala sobie cicho pod nosem.

Mortis słuchał uwaznie o tym, co śpiewała dziewczyna, chociaż oficjalnie zajęty był skubaniem ogonka od swojego warkocza i jednocześnie pożeraniem kanapek, które co chwile wyciągał z kieszeni (sam nie mógł się nadziwić ile tego tam zapakował!)
Musiał przyznać, ze Arya śpiewała tak samo pięknie, jak opowiadała hsitorie. Wielu ludzi ma piękny głos w kwestii gawędziarstwa, ale rzadko kiedy posiadają obie umiejętności. W zasadzie Mortis był bliski zdania, ze Aryi mógłby tak słuchać cały dzień.

Ona nie uwazala sie za przesadnie utalentowana, ale zapewne zarumienilaby sie na komplementy. Nucila sobie spokojnie, ale po chwili zalaczyl jej sie humor na zabawe.
Przyspieszyla troche podskakujac sobie i krecac piruety wciaz sobie podspiewujac. Zebrala troche sniegu w dlonie, ulepila sniezke i rzucila w Mortisa trafiajac mu w ramie, a dokladniej w obojczyk przez co troche sniegu padlo mu na kanapke i usta.
Dziewczyna zachichotala cicho.

Mężczyzna zadrżał zaraz z zimna. Był przemarznięty i niewyspany, a do tego połknął przypadkiem garść śniegu. Dojadł szybko kanapkę, ztrząsnłą z siebie śnieg i nachylił się po śnieg.
-Tak chcesz się bawić? - syknął podbiegając do dziewczyny szybko i wcierając jej śnieg w twarz. Nie zrobił tego tak brutalnie, jak zwykle się zachowywał. Nie chciał jej zrobić krzywdy więc po chwili odskoczył od niej zasłaniając się dłońmi na wszelki wypadek.
Nigdy nie wiadomo co sobie kobieta ubzdura.

Nawet nie zdazyla uciec. Kiedy tylko sie odsunal otrzepala sie i z szerokim usmiechem na ustach kucnela po kolejna sniezke. Tym razem trafila mu prosto w nos. Ona tez byla niewyspana, moze mniej przemarznieta, ale troche ruchu im nie zaszkodzi.
Czujac w kosciach riposte z jego strony zaczela przed nim uciekac cala zacieszona, ze smiechem niczym dzwoneczki rozlegajacym sie wokol. Az jej oczy blyszczaly z radosci, a na policzkach pojawily sie rumience.

Warknął pod nosem, ale aż zaśmiał się, gdy dziewczyna zaczeła bez słowa uciekać. Co prawda jego śmiech był okropny, przypominał parskanie kulawego psa, ale cóż.. Nie można mieć wszystkiego.. Śnieg w jej uszach nie pozwoli go usłyszeć, kiedy tylko Mortis ją dogoni i włąsnoręcznie zatka jej te małe uszka lodem
Chwycił więc śniegu w obie dłonie i puścił się biegiem za nią potykając się co chwile rpzez zaspy, aż w końcu w ostatnim momencie chwycił jedną dłonią z atył jej kołnieża i wsypał jej całą garść śniegu, po czym chwycił ją mocno i przytulił do siebie, żeby nie mogła wytrzepać lodu zza ubrania.
-Mam cie! - krzyknął potykając się nagle. -Teraz mi nie uciekniesz! - dodał zagarniając wolną ręką śnieg i wcierając jej go we włosy.

Zaczela piszczec przez smiech i krecic sie probujac wysypac snieg spod ubrania. Bedzie calkiem mokra!
-Puszczaj!-zawolala rozbawiona.
Sprobowala sie wyrwa, ale w efekcie tylko oboje wyladowali w najblizszej zaspie, tyle ze przynajmniej ona na nim. A ze lekka byla to mu krzywdy nie zrobila, co innego jakby bylo odwrotnie.
Spojrzala mu w oczy z usmiechem.
-To nie fair. Masz dluzsze rece.-zasmiala sie.
Byla cala czerwona i zziajana, mokre od sniegu wlosy kleily jej sie do twarzy, ale mimo to wygladala uroczo. Taka rozesmiana, ze srebrnymi oczkami utkwionymi w Mortisie.

Mężczyzna zaśmiał się co brzmiało jak szczekanie gwałconego psa i zapominając się z kim i gdzie jest uśmiechnął się szeroko.
-Nie ma.. Sama się o to prosiłaś. Ty jesteś mniejsza, łatwiej ci uciekać. - dodał dysząc jakby rpzebiegł kilkadziesiąt mil bez odpoczynku. Nie byłoby to zbytnio mozliwe, ale faktycznie zacznie zaraz pluć śliną jeśli nie uspokoi piersiątka i.. dziewczyny na górze.
Nagle zrozumiał w jakiej pozycji oboje się znajdują, spłonął wściekłą czerwienią i spojrzał w bok.

Zasmiala sie wesolo.
-Wcale nie latwiej bo nogi tez masz dluzsze.-powiedziala.
Widzac jego skrepowanie zachichotala i wstala. Przeczesala palcami wlosy wyjmujac z nich resztki sniegu i otrzepala ubranie.
-Teraz to juz na pewno zamarzne. Cala jestem mokra.-powiedziala wciaz wesolo i z usmiechem.
Ona przede wszystkim byla rozbawiona, moze dlatego nie skrepowala jej ta sytuacja. A moze po prostu czerwone policzki ukryly rumience zawstydzenia.

W ten oto sposób Mortis poczerwieniał jeszcze bardziej. Uszy miał koloru palonej cegły i ewidentnie było widać, że nie jest to spowodowane zimnem. Troche grubiańsko, obrócił się pchnął ją delikatnie w śnieg , jednocześnie samemu wstając z ziemi. Kobieta ciągle miała jego szatę, to też mężczyzna cały mokry po chwili poczuł zimno i skostniałe kończyny.
-Chodźmy do miasta, chce sie ogrzać w karczmie. Droga długa, więc jeszcze będę mógł ci się odwdzięczyć za te zaczepkę. - dodał grożąc jej ośniezonym palcem.
Ruszył powoli w przód otrzepując się ze śniegu. Było mu zimno, a ruch neic go ogrzał. Na bank będzie jutro chory, o ile nie dopadnie go choróbko zanim dojda do miasta. Nie chciał spędzać tyle czasu w Rybackiej wiosce, ale musieli dojść najpierw tam, by przedostać się do Vinengael. Cholera...